Relacje » Plażowanie w Ptasim Raju, 7 czerwca 2008
LOT, a samolotów brak !
O 9:46 stawiłem się pod LOT-em. Choć samolotów tam nie było, bo niby skąd, czekał już na mnie jeden z kolegów z pracy jj-a. Czarka wcześniej nie znałem, więc nie rozpoznałem jego osoby :) ale po chwili się przedstawił i już nie byłem sam.
Do 10:06 dojechało jeszcze 7 osób. Pięknym peletonem ruszyliśmy w kierunku Olszynki. Przy kanałach dołączył do nas Jaro... spóźnialski spod LOT-u, na którego nie poczekaliśmy.
W dziesiątkę pojechaliśmy przez Olszynkę w kierunki Przejazdowa. Do Makro, na drugą stronę i czekamy na grupę pościgową. Po niespełna 10. minutach mknęliśmy już w gronie 12. osób.
...bo Ptasi Raj... już niedaleko
Na moście pontonowym zaświeciło się na chwilkę światło czerwone. Kiedy dojeżdżaliśmy, światło się zmieniło... i między samochodami, niczym alleycat, przemknęliśmy na Wyspę Sobieszewską. W najbliższym możliwym sklepie zaopatrzyliśmy się w "żywe" i "tysiaki". Krótki odpoczynek, śmigamy asfalcikiem ku ścieżce przyrodniczej.
Ptasi Raj każdy zna, a jak nie... to nic straconego, wystarczy z nami podążyć tam następnym razem. Zwiedzając wieże widokowe zaiskrzył pomysł wypadu rowerowo-grilowo-całonocnego, by zobaczyć wschód słońca na plaży. Kto wie, kto wie... może pomysł dojrzeje i zostanie zrealizowany :)
Przepraszam, ale czy oby rak jest czerwony?
Tym sposobem dotarliśmy w końcu na upragnioną plażę, tylko Yas się gdzieś zgubiła..., ale meldowała, więc spoko. Rozkładamy ręczniki, kocyki, wyjmujemy nasze jeszcze zimne płyny chłodzące, zrzucamy ciuchy rowerowe... raczymy się słoneczną kąpielą.
Rozmowy toczą się swoim życiem, każdy ma coś ciekawego do powiedzenia... a ja z Elwirką zastanawiamy się, czy nie uraczyć się kąpielą w morzu. Najpierw ostrożnie, tylko do kostki, potem ciutkę głębiej... wracam na koc, na tyłku zostają tylko spodenki... o kurcze - tyłem na przód... ale jestem fajtułapa... siup do wody.
Żar plaży został 20m stąd, tutaj jest chłodno, przyjemnie... pływają białe delfiny :) Czas wracać na kocyk, ileż można się moczyć, towarzystwo jakoś tak niby to śpi, niby nie... opalamy się :)
Na kocyk i aż czuć jak słońce bierze, olejek do opalania z filtrem 25... czy pomoże? jutro Wam powiem :)
Na plaży zeszło nam nie 2., a pewnie dobre 3. godziny. Pakujemy powoli nasze bambetle, każdy już narzeka jak gorąco, jak to się spalił...
Flądra, Sola a może Dorsz ?
Schodząc z plaży Paff zrywa łancuch, bosko... ach te komary ;) Skuwa.. i jadymy dalej. Dołącza się Oli, która wcześniej wraz z Yas przemierzyła całą wyspę w kółko odłączając się od plażowiczów.
W Sobieszewie otwarty aż jeden bar, serwujący podobno świeżą każdą rybę, jak to zachwalał jego właściciel.
Każdy zamówił co chciał, rybki sprawnie i szybko podano. W sumie smaczne... ale mały niesmak przy kasie 32zł na Sole z frytkami i 2 piwa... no nie powiem, żeby to była "atrakcyjna oferta". Nim zaproszę tam żonę na obiad... 2 razy pomyśle.
Do domu nadszedł czas
Po tej jakże udanej konsumpcji, udaliśmy się anologicznie taką samą drogą z powrotem pod LOT, gdzie nastąpiło oficjalne zakończenie wycieczki.
Myślę, że spacer rowerowy był w swej formie adekwatny :)