Najpierw mięliśmy zebrać się w Tczewie. Jedni przybyli tam na dwóch kołach, inny zgodnie z planem, a jeszcze inni co zaspali pospiechem. A co niektórym trzeba było powiedzieć o której jest wycieczka. W każdym razie zebrała tam się nasza piątka. Nawet nie było mroźno. Nasze przednie koła od razu obrały kierunek na mosty Tczewskie, a tylnie w tym samym tempie podążyły za nimi. Wykręciliśmy na Lisewo i niedaleko stacji przeładunkowej kolei wąsko i normalno torowych stał sobie bicykl. Niektórzy postanowili go ujarzmić, ku ogólnej radości reszty. W Lisewie zajechaliśmy jeszcze do tutejszego XIX wiecznego kościoła pod wezwaniem św. Mikołaja i ruszyliśmy dalej. Pogoda robiła się coraz ładniejsza i mimo, że temperatura utrzymywała się poniżej zera wiadomo już, że będzie to piękny słoneczny dzień. Wykręcając na Lichnówki dojechaliśmy do Lichnowych. Tutaj był kolejny kościół. Który w końcu mogłem zobaczyć od środka. Niektórzy porozmawiali chwilę z miejscowymi i ruszyliśmy w drogę. Zacząłem szukać dróg, które były zaznaczone na mapie samochodowej, ale widząc ich stan nie decydowałem się w nie wjechać, aż w końcu zaryzykujemy. Dosyć fajnie się nią jechało, aż w końcu się skończyła. Pośrodku pola. Ale nasz cel był niedaleko, można by powiedzieć. Jakieś pół kilometra. Po drugiej stronie pola. Jednak jak się okazało droga do niego była długa, kręta i błotnista. A do tego poprzecinana kanałami, które udawało nam się za pomocą różnych technik pokonywać. Na przykład skokiem przez rower. W końcu dotarliśmy do naszego celu który stał na terenie tutejszego gospodarstwa. Jest nim wiatrak typu Holenderskiego który stoi na koloni wsi Palczewo. Oglądnęliśmy sobie go przez okna. Ne jest on w najlepszym stanie, ale w środku ma jeszcze oryginalną zabudowę. Naprzeciw niego, po drugiej stronie szosy stoi bardzo ładny budynek z końca XIX w. Dla mnie perełka. Na ceglanej podmurówce, z pięknym gankiem. Z bardzo bogatymi zdobieniami i detalami architektonicznymi. A to wszystko pokryte zrębowym dachem z przesłoniętymi węgłami. Teraz kierujemy się na Nowy Staw. Po drodze ciągle mijamy jakieś ciekawe zabudowania i domy podcieniowe. Przez Pręgowo Żuławskie dojeżdżamy do Miasta. Tutaj najpierw gnamy na stację benzynową, gdzie niektórzy załatwiają najpilniejsze potrzeby typu toaleta czy kompresor. Tutaj opuszcza na Robert który mijając Nowy Dwór chce być szybciej w domu. My po przedyskutowaniu kwestii żywnościowych udajemy się do tutejszej Biedrony na posiłek. Rowery w przeciwieństwie do tutejszych obywateli, chowamy do marketu, aby bez kłopotu na spokojnie zjeść. ( Takie moje ostatnie przyzwyczajenie po jeździe do Tallina) Jeździłem po całej Europie i wszędzie mogłem wnieść rower do marketu, a w Polsce by mnie nie pozwolono?... W ogólnie super humorach posililiśmy się w sklepie i ruszyliśmy dalej. Najpierw na miasto. Lubię właśnie takie małe miasteczka jak Nowy Staw czy Pasłek. Nie to abym chciał w takim mieszkać, ale mają tę swoją senną atmosferę. Porobiłem kilka fotek na rynku. Jakiemu gościowi który chciał i ruszyłem grupę w stronę Malborka. Do tego słynącego z zamku miasta pojechaliśmy przez Laski, Tralewo i Kościeleczki. Przejechaliśmy pod mostem kolejowym i wyjechaliśmy nad Nogat. Pierwszą ciekawą rzeczą jaką zauważyłem to parking wodny dla samochodów. Dość spory plac tonący w wodzie, a po środku budka informująca, że tutaj jest parking. Moje przypuszczenia potwierdziła jeszcze stojąca obok reklama pola campingowego. Ogólnie beka. Wjechaliśmy na most i urządziliśmy sobie sesję zdjęciową. Która przekształciła się w dłuższy odpoczynek. Zwiedzanie zamku na rowerach zaczęliśmy od najniższej jego części czyli okalającej go fosy. W ten sposób mogłem go ujrzeć z perspektywy mnie jeszcze nie znanej. Zjechaliśmy następnie z powrotem do Nogatu i znów odpoczynek. Obserwując nasze rowery po żuławskich błotach postanowiliśmy je umyć. Jednak rzeka była zamarznięta. Co niektórzy postanowili ją rozkuć za pomocą swoich rumaków. Gdy to się udało zaczęło się wesołe rzucanie lodem. Nasze maszyny pozostały nie umyte w związku z czym wyruszyliśmy na poszukiwanie stacji benzynowej z wodą. Niestety wszystkie posiadały myjnie. Kręcąc się po mieście poczuliśmy ochotę na coś ciepłego. Zastanawiając się nad moim wyborem nad pizzą europejską czy włoską, Adam zerwał łańcuch. Zaczęło się żmudne łączenie elementu. Nie chcieliśmy go skracać, a spinka posiadana w zespole była przeznaczona na dziewięcio rzędowy napęd. On miał ósemkę. Po wielu kombinacjach które odstawił z Tomkiem poczułem, że robi mnie się zimno. Kasię wcześniej wysłałem w poszukiwaniu lokalu. Założyłem tę spinkę i za pomocą siły ciągu korby wcisnęliśmy ją na łańcuch. Teraz już jej nie zdejmie. Prosiliśmy się w knajpie arabskiej. Były Kebaby z barszczem albo czekoladą. Ostatni odcinek trasy minął bardzo szybko. Do Tczewa wróciliśmy przez Kraśniewo, Gnojewo i Kończewice. Tutaj opuścili nas Adam i Tomek. A ja z Kasią po krótkim pobycie w jej domu ruszyliśmy do Gdańska na kołach.
Najpierw mieliśny zjawić się w Tczewie.Organizator: Phantom
Uczestnicy: Kasia, Adamm, Scott, Robertg, Phantom
Więcej fotek na: http://phantomiusz.fotosik.pl/albumy/135442.html