Relacje » Rowerowe zaślubiny z morzem w Pucku, 10 lutego 2007
Wstęp
Na miejsce spotkania pojechałem jak zwykle na kołach. Wyjechałem juz o 7, aby załapać się na wschód słońca nad zatoką... na Zaspie wyglądało to mało ciekawe - pełno chmur. W Sopocie było już obiecująco, słońce jakby sie przebijało, jednak to wciąż nie było to... jednak z Koliby i Klifu w Orowie nie byo widaqć nic - Kononowicz, nawet Sopotu nie było... widać. Spokojnie więc dojechałem na Chylonię o 8:15, a o 8:20 zaczęli siepojawiać rowerzyści.... co tu ukrywać z jednej strony 4 osoby... i to wszystko, w sumie było nas 5 (chwile poczekaliśmy, ale nikt sie nie zjawił).
Korzenne i jabuszka
Bez większych problemów dojechaliśmy do Mrzezina prawie zgodnie z planem, tylko 2 razy się zawracaliśmy, ale co tam, pogoda była bajecznie piekna.. tylko śniegu zero - kicha (na Hel więc i tak byśmy nie pojechali). W Mrzezinie wskoczyliśmy na wagę. Mi z rowerem i ekwipunkiem waga wskazała 100 kg, zaś cała ekipa miała niecałe 500... ale kto by sie przejmował wagą wskazującą z dokładnością do... 20 kg - Agniecha? Ciekawe dlaczego ;)
Przed Rzucewem kilka drzew powalonych, w samym Rzucewie olaliśmy zamek, bo ile mozna miec fotek na jego tle? Zjechaliśmy do zamarźnietego lekko brzegu - mała sesja, którą sobie wydłużyłem, a potem miałem problemy z dogonieniem reszty, bo manetka lekko się wygieła i nie mogłem wrzucić największego blatu - sic!
Niebiesim slakiem dojechaliśmy do Pucka. Dobra widoczność. Trach! Janusz złapał gumę, wbił mu się jakiś kolec - szybka wymiana dętki... Agniecha z Wojtkiem już zamawiają jabuszka w cieście. Po jakimś czasie dołanczamy do nich w kanjpie, jednak, gdy Kasia, Agniecha, Wojtek i Janusz raczą się konsumpcją, ja udaje się na zaślubiny z morzem (fotki) - wróciłem do nich zanim zdąrzyloi wypic swoje grzańce... a może były to juz drugie, lub trzecie? ;)
Finito
Wracamy zgodnie z planem przez Celbowo - zabytkowe zabudowania nie budzą uznania, dopiero zabytkowe dystrybutory oleju napędowego... Dalej przez Sławutno, ale nieco wcześniej zalicza OTB. Obok Kąpina, dojeżdżamy do Wejherowa, gdzie wjedżamy na plan awaryjny, czyli szlak rowerowy. Po drodze kilka razy koło Agnieszki domaga się dopompowania, ale jakoś dojeżdżamy do Gdyni Chyloni skąd wyruszyliśmy. Wojtek do SKM, Agnieszka i Janusz przed siebie, a ja z Kasią w strone Gdańska. W domu wylądowałem o 18.