10h test 4rech liter czyli… [WSTĘP] Po kilku ostatnich wycieczkach dobijających chwilami do 70km padł pomysł na rekonesans w okolicach Jeziora Kielno. Obiecanką przed odstawieniem roweru na zimę było również dziabnięcie 100km. Dla kogoś kto od 3 lat porządnie nie pedałował ten dystans jest barierą psychologiczną. Ostatni (podobno) weekend dobrej pogody był do tego motywacją. [TO GDZIE JA W KOŃCU JADĘ] 100km po Kaszubach to jak rzucenie się z motyką na słońce przy obecnej kondycji, gdzie będzie twardo i w miarę płasko ? Ruszamy na Hel!
Zaczęło się od windy i pogodynki. Wiatr południowo zachodni…. No to startuje w Gd i jedziemy na Hel. Wracamy żelaznym koniem. [USTAWKA Z UBOTEM] Marka długo namawiać nie musiałem, zgodził się z marszu. Start 8:00 PKP Gdańsk. Ruszyliśmy niemrawo, do Brzeźna, ścieżką nadmorską do Sopotu, na koniec, schodami do góry i nie w prawo a prosto… i w prawo. Ładna szutróweczka do mola w Orłowie. Bus z kawą i popas na trawce. Poniżej na plaży pani ćwiczyła jogę, ja bym w żadnej z tych pozycji nie wytrzymał 30 sek. No może poza deseczką. Dalej do głównej szosy i tak przez PKP Gdynia w kierunku stoczni i do byłych doków Steny. Kawałek prosto, w prawu… i do podjazdu na Pogórze. Tutaj nie w prawo a w lewo, znak Rumii i w prawo. Zamknięta dla ruchu kołowego droga z milionem rowerzystów którzy przyjeżdżają tam samochodem, wypakowuj rower i śmigają parę km. Po drodze gdzieś kanapka. Nadmienię że do tego miejsca kierunek wiatru z windy się nie zgadzał, zamiast z żeglarskiego półwiatru mieliśmy fordewind (w mordę wind). Tutaj zaczął się przeradzać w półwiatr od zachodu, to dzisiejszego dnia tygryski lubiły najbardziej. Zwrot o 90 stopni w prawo, wiatr w plecy i zaraz z 16km/h widniało 30km/h. W tak dostojnych warunkach dojechaliśmy niemal do Rezerwatu Beka. Za rezerwatem trochę szutrówki, trochę asfaltu, trochę bruku i Pałac w Rzucewie Jana III Sobieskiego. Pamiątkowe foto i odbijamy asfaltem na drogę Żelistrzewo – Puck. Czas naglił bo już było koło 12 a my daleko w polu. Tym sposobem dobiliśmy do Pucka. Nad Zatokę Gdańska i szlakiem R10 i R13 śmigamy boczkami do Władysławowa. Skręt o 90 stopni na kosę i wiatr w plecy. Tak dotarliśmy około godziny 17 na Hel. Pociąg uciekł nam spod nosa… zakupiliśmy bilety powrotne i udaliśmy się do latarni morskiej. 18:30 wsiadamy do żelaznego konia i tak kończy się nasza dzisiejsza wycieczka. Wraz z dojazdami stuknęło mi 112km…. Droga sama w sobie syfiasta i mało wymagająca. Siły można dawkować, zmarszczek za dużo nie ma…. Tylko te 10h na dupie w siodełku.