Obiecalem relacje z wczorajszego rowerowania, wiec niech się stanie… Zaczne od tego, ze nie spodziewałem się takiej frekfencji. Kiedy zobaczyłem ze dopisala się Kasia /to-tiki/ i Maciek /max…/ ucieszyłem się ze nie będę sam. Potem, dostałem wiadomość od Topola ze także dolaczy. Na tym skonczylem sprawdzanie, kto ewentualnie zechce z nami pojechać. Na całej trasie SKM-ki, co kilka przystankow dosiadali się uczestnicy, wiec w Wejherowie zabrala się 10 osobowa ekipa. Po kilku minutach ruszylismy na szlak, oczywiście jak to zwykle ze mna bywa, już na samym początku pomyliłem dojazd do szlaku, ale od czego ma się w towarzystwie gdynian, czyli, Agnieszke, Macka i Marka. Dzieki ich pomocy, a wlasciwie nawigacji, dojechaliśmy już bez błądzenia na szlak. Tytul wycieczki, nie bardzo pokryl się ze stanem faktycznym tego co zastaliśmy w lesie, gdzie dookoła jeszcze, poza drobnymi odbarwieniami lisci, lato na całego. Chyba faktycznie terzeba będzie to powtórzyć, gdzies pod koniec września. Zakladajac ze do tedo czasu, bede już na chodzie… Nie chce się rozpisywać o kolejnych przejechanych kilometrach, dość ze przypomnę to o czym pisałem z zapowiedzi wycieczki. Doswiadczylismy wszystkiego i jeszcze więcej, bo chcąc sobie skrocic trochę trase postanowiłem w porozumieniu z Agnieszka ze pojedziemy w odwrotna strone niż prowadzi szlak. Mysle ze to był blad, bo już po kilku kilometrach okazało się ze droga będzie bardzo wymagajaca. Nie tylko nie dalo się podjechać na niektóre wzniesienia, ale trzeba było, targac rowery na plecach. Po tym, przedzieranie się przez krzaki i wysoka trawe. W końcu jednak, wrocilismy na szlak i droga stala się przejezdna a miejscami, bardzo lajtowa. Jechalo się calkiem przyjemnie, no może poza drobnym incydentem, kiedy to Agnieszka i Kasia chcąc chwilke odsapnąć, usiadły nieopatrznie, kolo gniazda os. Czym to się skonczylo nie musze opowiadac, dobrze ze obie poszkodowane, nie były uczulone na ukaszenia owadow. Kilka kilometrow dalej spotkaliśmy Lukasza, który po powrocie z nocnego wypadu na Wiezyce, cierpiąc chyb a na syndrom, „swędzących stop”, postanowil dokrecic jeszcze kilkanaście kilometrow. W miedzy czasie, pozegnalismy kolege Anieszki, który przed Chwarznem, zdecydowal wracac do domu. Dzieki Grzegorz za towarzystwo. Ciag dalszy trasy, już w dziewiatke, przejechalismy wspólnie do Karwin. Tutaj pozegnalismy większość grupy, a Kasia, Topol, Lukasz i ja, pojechaklismy do Gdanska. Bardzo dziekuje wszystkim uczestnikom. Była naprawdę super i chętnie to powtorze. Pozdrawiam i do zobaczenia… Nie wiem ile kilometro przejechalismy, bo mój licznik nie dzialal, a ze nie zmieniłem mapy w nawigacji od razu, to dodał mi się także odcinek z Karlskrony, co spowodowalo ze na liczniku GPS, wyskoczyl dystans 480km.