Najgorsze opad trwał dwie pierwsze godziny... i ostatnich sześć
O 21:22 zameldowałem się w Bożympolu Wielkim wracając z Kołobrzegu. Rozłożyłem sobie kanapę w samochodzie i godzinkę się kimnąłem.
O 23:10 na stację zawitali: Ewa, Jacko oraz Maciej666.
Pierwszy przepak trwał 40 minut, tuż przed północą ruszyliśmy.
Początkowo trasa nie wydawała się trudna, na pierwszych 6km zabłądziliśmy 2 razy i to raz porządnie. Na tyle porządnie że na obrana trasę wróciliśmy dopiero po 1.5 godzinie. W między czasie dopadł nas pierwszy tego dnia deszcz (było już po północy), ba nawet burza, która gdzieś daleko błyskała i grzmiała. Opad ten był na tyle intensywny, że ja właściwie już do samego powrotu nie wyschłem.
Plan na dojazd do Stilo zakładał max. ilość lasów, powrót asfaltem.
Błoto, ciągły deszcz, para wodna... pierwsze gleby... w tym monstrualna Jacko, prosto w kałużę. Wypompował ją do cna.
Ja na stromym zjeździe ze świeżymi blokami (w końcu udało się je zmienić) nie wypiąłem się i sru w błoto po łokcie.
Ogólnie trasa super dobrana, kilka wjazdów i kilka zjazdów. Ale na inną pogodę.
Gdy jeden opad się kończył, zaczynał się nowy. Skąd wiedzieliśmy że nowy a nie stary, bo zawsze był intensywny.
W Stilo byliśmy o czasie. Co do sekundy. Ja z Ewa padliśmy i musieliśmy znaleźć wewnętrzna siłę do kontynuacji wycieczki. Maciek i Jacko obiegli w tym czasie wszystko co się dało.
Drogę powrotną rozpoczęliśmy szlakiem czerwonym 'Latarni Morskich'. Jest mało rowerowy. Piach, piach i jeszcze raz piach. Mieliśmy go już miejscami dość. Gdy w końcu jakoś po polach, łąkach i chaszczach dotarliśmy do asfaltu nastąpiło zadość uczynienie. Najdłuższy zjazd bez pedałowania, no ze 4ry górki... trwał dobre 15 minut nieprzerwanie. Ile miał km sprawdzę na śladzie.
Do Lęborka dotarliśmy ubłoceni i już zmęczeni. Odwiedziliśmy samoobsługową myjkę, aż 7 zł kosztowało odsyfienie rowerów.
Małe śniadanko, do tego zimny borwarek, i 2h czekanie na pociąg.
Reszta kończy się jak zawsze.
Było fajnie, miejscami trudno... poruszaliśmy się już tylko siłą woli, ale to było przeżycie !
Wszelkie niedogodności zwalaliśmy że to wina Ubota (za niesprzyjającą aurę) .