Relacje » Rutkowy wy(skok) na ognisko, 18 maja 2014
NA PRZEKÓR POGODZIE BP Chełm roił się blaskiem 14 kół gdy tam dotarłem. Ktoś jadł glukozę w batoniku, inni się dopompowywali, a inni czekali na sygnał do startu. Zabrzmiał on o 10:43.
Do Otomina dotarliśmy kręcąc się najpierw uliczkami osiedlowymi, potem takim z blachosmrodami, by w końcu Aleją Konną dotrzeć do Otomina. Przy plaży już czekała kolejna porcja czworga śmiałków na nasze niedziele lenistwo. Droga do Żukowa minęła bardzo sielankowo, wręcz połknęliśmy dystans. Gdzieniegdzie asfalt, czasami piasek czy szuterek. W Żukowie zapasy w żelazne racje ogniskowe i dalej niebieskim uporczywie się go trzymając dojechaliśmy do Rutek. Most kolejowy opanowany był przez ludzi wspinających się po jego kolumnach. Traktowali zleksza wiadukt prywatnie, samochodami pozastawiali całkowicie dojazd, a po samym wiadukcie porozwieszali jakieś linki i w ogóle… miejsce na ognisko też jakimiś kartonami zasłonili… lipa. Tu ogniska nie będzie. Dalej wariantem tylko mi znanym najpierw znaleźliśmy aleję mrowisk, a potem Padre dał cyne że 400m dalej jest miejsce piknikowe. Było i owszem, i stoliki, i ławeczki i niby miejsce na ognisko sobie znaleźliśmy, ale nikt nie mówił ze na imprezę wpadną komarzyce, i to w ilościach… no ja nie umiem do tylu liczyć. Walka z ogniem DollyD była na tyle skuteczna, że w końcu mogliśmy upiec nasze potrawy. Potem przeróżnymi wariantami wylądowaliśmy w Czapielsku, i tutaj na czarny. Nim do kładki, potem trochę zielonym, a trochę na krzywą buzie. Wylądowaliśmy w Sulminie pod zamkniętym sklepem. Jego rynna uchroniła nas od strug deszczu spływającego z nieba. 5 min… i spokój. Wróciliśmy do Otomina, pożegnaliśmy się i każdy w swoją stronę.
Statystycznie, u mnie 61km. Awarii zero. Uczestniczek 6, uczestników 5, suma 11. Uśmiechu bezliku, opalenizna jest ! fajna niedziela też jest ! Do zobaczenia następnym razem, ale uprzedzam, zwiększamy dystans. Plan już jest :)