Relacje » Długi weekend wzdłuż Doliny Słupi, 11 listopada 2010
- ślad dodał padre
" i tylko taką mnie ścieżką poprowadź..." ;)))))
żółtą, gdyż głównie żółty szlak towarzyszył nam przez te cztery wesołe dni...
Co działo się trudno opowiedzieć, po prostu trzeba było tam być...część jest na zdjęciach, część zostanie w pamięci, kilka słów , tekstów i melodii pewnie jeszcze długo będzie nam się z tym wyjazdem kojarzyć..
Przeszliśmy w sumie 90 pięknych kilometrów, szlakiem wijącym się wzdłuż Słupi.
Wyruszyliśmy w siódemkę- Iwcia, Gosia, Witek, Super Mario , Padre ja- pieszo i Jurek , który zwiedzał okolicę na rowerze,.
Czwartek rozpoczynamy szampańsko w kolejce- Marcin ma imieniny . Nastrój się utrzymuje przez cały dzień - od Słupska aż do Dębnicy Kaszubskiej , 27km w trochę dżdżystej , trochę słonecznej późnojesiennej aurze . Wędrówkę kończymy o zmierzchu w agro pani Jońcy przywitani domowymi pierożkami i plackami .
W piątek pogoda "na tofika;)) " - mokro , ale ciepło, 28 km,po drodze elektrownie Konradowo, Strzegomino ( Mxer- dzięk za pomoc w załatwieniu zwiedzania:)) , obiad pod wiatą w Gałąźni Małej, przemoczeni docieramy do sklepu w Niepogędziu ( cudowne ogórki kiszone;) i sesja z Mikserem musującym) , już po ciemku do ciepłych pokojów w Gałęzowie gdzie świętujemy kolejne imieniny - Witka do późna omawiamy problemy zdrowotne stóp i kilka innych równie ważnych kwestii;)))
Sobota wita nas piękną pogodą- ciepło, jak na listopad i w końcu sucho. Świerkowymi lasami wzdłuż Słupi dochodzimy do rezerwatu Gołębia Góra,tam kręcimy się godzinkę podziwiając widoki ze skarpy nad Słupią. Krótki odpoczynek i wciąż żółtym szlakiem i ścieżką grzybków- halucypków;) dochodzimy do Starej Gorzelni - klimatycznego miejsca z przemiłą włąścicielką i dobrym obiadem. Dystans 21 km. Na ten nocleg dołączają rowerzyści - Alicja i Kajas, żeby im jednak za łatwo nie było organizujemy małe zaliczenie wycieczki...ze śpiewu obowiązkowych na wyprawie szalgierów;)
Niedziela - ..z lekką zazdrością machamy odjeżdżającym rowerzystom i znów w drogę .Do południa jesteśmy w Bytowie, na liczniku 14km, zjedzony obiadek i do PKSu- to zdecydowanie najmniej ciekawa część wycieczki, z półtoragodzinnym opóźnieniem ale udało się wrócić do domu
Drętwa relacja w odróżnieniu od naprawdę fajnej wycieczki, sorki ale kompletnie połamana jeszcze po tej trasie jestem..połamana i zadowolona, bo naprawdę fajnie mi z Wami było, z taką ekipą dałabym się jeszcze bardziej połamać gdyby ten weekend był jeszcze dłuższy, dziękuję za czynny ( to przygotowanie : Gosia - teksty piosenek , Marcin- nagłośnienie, Padre i Witek - nawigacja, Iwcia -apteczka i paparazzi;)) i przemiły udział i to mnóstwo uśmiechu na trasie choć czasem nie do śmiechu było i plecy bolały To mój pieszo- wycieczkowy organizatorski debiut, przyznaję -lekko zaskoczył- głównie wagą plecaka, o ile prościej jest pakować sakwy;) I tym, że jednak dałam radę ( regularnie popiskując;)) z takimi przecinakami to przejść. Przemiłe towarzystwo, szacun dla Marcina- zrobić w nowych butach tyle km , zrobić dziury w nodze i nie zwiać to jest coś, dzielny byłeś:) . Do następnego równie miłego !