Udało nam się przejechać w całości niemiecką część szlaku Donauradweg. Naszą przygodę wyznaczały mistrzostwa w RPA. W miejscowości Furtwangen znajduje się bodajże najwyżej położone źródło Dunaju. Tam też świętowaliśmy zwycięstwo „Naszych” nad Anglią. Natomiast na zakończenie wyprawy niedaleko granicy z Austrią w Passau, oglądaliśmy pogrom jaki zgotowali drużynie Diego Maradony. Dla jasności mieszkam w Gliwicach, skąd jest niejaki Lukas Podolski, a urodziłem się w Kędzierzynie-Koźlu gdzie swoje korzenie ma Miroslav Klose. No więc „Nasi” dotarli do półfinału, a my zrealizowaliśmy nasze założenia dotyczące trasy.
A łatwo nie było. Odcinki niedzielne to etapy górskie z kilkugodzinnymi podjazdami: dzień pierwszy Szwarzwald i podjazd z Freiburga do Furtwangen, dzień ósmy przejazd do Czech przez Las Bawarski. Inne odcinki również nie są łatwe, gdyż szlak często odbija od rzeki i przechodzi przez miasteczka położone na pagórkach –przez co dostarcza krótkich ale bardzo stromych podjazdów. Przejechaliśmy ok. 800km, mimo licznych awarii. Krzyśkowi już na początku w sobotę wygiął się bagażnik od skoku z krawężnika z sakwami. Mi natomiast koło wciągnęło sakwę i ją roztargało. Adam przez połowę wyjazdu miał awarię żołądka, walczył dzielnie wydając niezłą kasę na leki w przydrożnych aptekach. Przejeżdżaliśmy przez tereny z przepiękną przyrodą. Jako że wszyscy jesteśmy budowlańcami podziwialiśmy również piękne mosty, zapory i elektrownie. W Ulm przełamując lęk wysokości weszliśmy na wieżę najwyższej katedry świata -161m. Spędziliśmy jedną noc u koleżanki w międzynarodowym akademiku we Freiburgu. Zostaliśmy ugoszczeni w miasteczku zamieszkałym przez wyznawców buddyzmu. Poznaliśmy co znaczy wolność biwakując tam gdzie nas wieczór zastał. W Passau spędziliśmy noc na karimatach w parku u zbiegu Dunaju i Innu wpatrując się w dal, gdzie znika woda i gdzie być może uda się kiedyś wyruszyć na „Donauradweg cz.2”. Polecam :)