Miłośnicy dwóch kółek, skuszeni słoneczną pogodą i wizją malowniczego błękitnego szlaku, stawili się tłumnie na miejscu zbiórki w Osowie, zadziwiając swą liczebnością lekko stremowaną kierowniczkę tego zamieszania. ;) Razem z osobami, które dołączyły jeszcze po drodze, zebrała się nas 40-osobowa "gromadka"!
Błękitny szlak rowerowy wiedzie z Osowy do Sianowa. To 34 kilometry urokliwych krajobrazów - wzgórz, pól, lasów i jezior, z wijącą się między nimi gruntową (z małym wyjątkiem) drogą. I tylko oznaczenia szlaku pozostawiają co nieco do życzenia, warto więc być czujnym, aby nie pobłądzić.
Pierwszy etap: do Borowca. Tam, wzdłuż ogrodzenia żwirowni, szlak zawiódł nas do prywatnego gospodarstwa, na skraju którego powitała nas... krowa. ;) Na szczęście gospodarz nie przybiegł z widłami i spokojnie przepedałowaliśmy po łączce, na której pasły się konie i obok zabudowań.
Dalej bez problemów do Tuchomka i wokół Jeziora Tuchomskiego, przez Warzenko do Tokar, rozglądając się już niecierpliwie za sklepem, aby uzupełnić zapasy (szczególnie płynów, bo słonko przygrzewało coraz mocniej). W Tokarach - rozczarowanie. Sklep co prawda był, ale zamknięty. Postanowiliśmy, że za miejscowością zatrzymamy się gdzieś na "drugie śniadanie". Postój mieliśmy nawet całkiem szybko: awaria na końcu peletonu. Podczas gdy pechowiec łatał dętkę, my odpoczywaliśmy w cieniu drzew. Nieco dalej jeszcze jeden wymuszony kolejną awarią popas.
Teraz przez Trzy Rzeki (tu fragment asfaltu) w kierunku Pomieczyna. Po drodze zgubiła się nam końcówka grupy. ;) Podczas gdy spragnieni picia i lodów bajkerzy okupowali już sklep w Pomieczynie, Witek skutecznie przeprowadził akcję poszukiwawczą. :) Tu też mogliśmy zaobserwować na niebie niezwykłe zjawisko: pierścień wokół słońca w kolorach tęczy czyli efekt halo!
Z Pomieczyna, przez Kolonię, dojechaliśmy do kresu błękitnego szlaku - do Sianowa. Znajduje się tutaj sanktuarium Matki Bożej Królowej Kaszub. Po wykonaniu pamiątkowej fotki na tle szachulcowego kościoła i pożegnaniu części uczestników, którzy tu postanowili się odłączyć, zjechaliśmy nad jezioro, aby oddać się rozkoszom brodzenia w wodzie i wylegiwania się na trawie w promieniach słońca.
Czas było się zbierać - teraz na obiad do Kartuz. Trasa do Prokowa wiodła przez las. Las pełen bzyczących, namolnych, niemożliwie gryzących komarów!!! Sytuacji nie ułatwiał fakt, że na rozrytej, pełnej kałuż drodze co i rusz robił się "korek", a zatrzymujących się delikwentów czekał momentalnie zmasowany atak krwiożerczych owadów. Ten odcinek drogi chyba każdy dobrze zapamiętał. ;) Od Prokowa było już lepiej.
W Kartuzach - zaplanowany obiad. Według uznania: naleśniki, pierogi, pizza, lody... Tutaj też pożegnaliśmy kolejnych uczestników, którym kierunek na Otomin nie był po drodze do domu. I już w całkiem kameralnym (jak na początkowy stan grupy :)) 15-osobowym składzie ruszyliśmy dalej.
Przez Kiełpino, Somonino (z rozpędu ;)), Borcz, Skrzeszewo, Przyjaźń i Niestępowo już bezproblemowo dojechaliśmy nad Jezioro Otomińskie. I tu nastąpiło oficjalne zakończenie wycieczki. :)
Bardzo dziękuję tym, którzy wspierali mnie w prowadzeniu rajdu: szczególnie Alicji, Jordanowi, Witkowi, Rolnikowi i Ubotowi. A wszystkim: dzięki za tak liczne przybycie i świetną atmosferę podczas wycieczki! :) Do zobaczenia znów na szlaku!