Na miejscu zbiórki w Sobieszewie stawiło się ośmiu piechurów. Powędrowaliśmy wiodącym przez las zielonym szlakiem. W miejscowości Orle odszukaliśmy "Forsterówkę" (http://www.trojmiasto.pl/Fosterowka-o2958.html) - modrzewiowy dwór, będący letnią rezydencją Alberta Forstera, któremu podczas wojny podlegało Wolne Miasto Gdańsk i jego okolice; niestety zamknięty na cztery spusty.
Początkowo całkiem szeroki, wydeptany w śniegu trakt zamienił się wkrótce w dwie równoległe ścieżynki i nasza wędrówka zaczęła przypominać spacer po linie - noga przed nogą, ćwicząc zmysł równowagi. ;) Nieco przed Przekopem Wisły pożegnaliśmy zielony szlak i wkrótce zeszliśmy na plażę. Obraliśmy kierunek na rezerwat "Mewia Łacha", położony przy ujściu Wisły (w nieco okrojonym składzie, bo troje uczestników postanowiło już od tego miejsca wracać plażą do Sobieszewa), grzęznąc teraz dla odmiany w wymieszanym z piaskiem śniegu.
"Mewia Łacha" powitała nas iście księżycowym krajobrazem - rozległa biała płaszczyzna, morze pokryte śryżem po horyzont, spiętrzone tafle kry... Spotkaliśmy tu kolegę znanego jako mslonik, polującego obiektywem na żerujące w tym miejscu orły bieliki! :)
Zawróciliśmy do Sobieszewa. Najwygodniej szło się ubitym śladem pozostawionym wzdłuż plaży chyba przez quada. Niestety ślady jego obecności można też było znaleźć na zdewastowanych wydmach. :-( Przy samym brzegu odkryliśmy stworzone przez naturę cudeńka z lodowych sopli (nigdy nie wiem, które to stalaktyty, a które stalagmity ;)).
Wycieczkę zakończyliśmy w Sobieszewie w "Restauracji Bursztynowej", gdzie czekali już na nas pozostali uczestnicy. Za taki 20-sto kilometrowy spacerek należała nam się przecież jakaś słodka nagroda. :)