Wycieczka rozpoczęła się w mokrym klimacie. Od rana padało, nie przestraszyło to jednak Alali, Zdzisława, Jordana i Ubota, którzy stawili się o 9 w Bożympolu Wielkim. Ku naszemu zdumieniu z skmki wyskoczyli również Wojtek i Aneta z rowerami. Szaleńcy. Po powitaniu i pożegnaniu piechurzy udali się na pierwszą wieżę widokową a rowerzyści pomknęli w swoją stronę. W lekkiej mżawce, grzęznąc w błocie szliśmy na modrzewiową wieżę widokową. Kiedy docieraliśmy już do harpaganowego ptk. 16 dała znać Kama, że będzie na nas czekać w Bożympolu. Mieliśmy ją zgarnąć w drodze na Jelenią Górę. Widok z wieży okazał się bardzo górski mimo tego, że mgła przysłaniała co nieco, warto było. Z wieży modrzewiowej zawróciliśmy do Bożegopola gdzie zgarnęliśmy Kamilę, która popijała poranną kawkę w tamtejszym barze. Następnie już wspólnie udaliśmy się na Jelenią Górę. Z Jeleniej skierowaliśmy się ku Bonanzie i tu zaczęły się schody. Początkowo wiadomo te w dół a następnie te przysłowiowe. Bowiem organizatorka nie miała dokładnej mapy i postanowiliśmy iść na azymut tak jak nas prowadził gps Zdzicha. Również Kama dobrze się przygotowała i miała ze sobą wydruk dokładnej mapy oraz kompas. Pilnowała sumiennie kierunku. Wspólnymi siłami, pokonując wiele grani, szczytów i dolin, po ostrej dyskusji która uchroniła nas przed pokonaniem kolejnej górki, i dzięki trzeźwości umysłu Ali dotarliśmy na Bonanzę. Stamtąd już tylko na obiadek do reklamowanej przez Wojtka pizzerii. Jedzenie jest tam bardzo dobre, potwierdzam, jednak trzeba przyjść z własnym krzesłem i toaletą bo knajpka jest mega kameralna. Po obiadku prawie wszyscy uczestnicy wycieczki wpakowali się Ali do auta i pomknęli do ciepłych domków, prawie… gdyż Kama, która chyba nigdy nie odpuszcza, samotnie powędrowała na harpaganowy ptk. 16. Dziękuję wszystkim za uczestnictwo i śmiech na trasie, a ponadto: Ubotowi za kanapkę, Wojtkowi za historyczna mapę okolic Bożegopola, Jordanowi za banana, Ali za pilnowanie właściwego kierunku, Kamie za nawigację i info o jej powrocie, i Zdzichowi, który strasznie się starał, żebyśmy najkrótszą drogą dotarli na ostatnią z wież.