Relacje » Wysoczyzna Żarnowiecka i Pradolina Redy-Łeby , 13 maja 2007
Wycieczkę zorganizowała Trójmiejska Inicjatywa Rowerowa. Wiodła terenami uwielbianej przezemnie Nordy. Chyba legendy o mojej nawigacji szybko się roznoszą bo, od razu zostałem wyznaczony na nawigatora. Pojechaliśmy trasą rowerową wiodącą z Wejherowa do Warszkowa. Jednak nie wykręciliśmy do tej miejscowości, a Iwona organizatorka wycieczka wszystkich poprowadziła na wprost. Wiedziałem, że jedziemy innaczej niż planowaliśmy, ale było mi to na rękę. W ten prosty sposób osiągnęliśmy cmentarz Ofiar Marszu Smierci ze Stuthoffu. Jeszcze tutaj nie byłem. Następnie dojechaliśmy do Rybna z którego szosą pomknęliśmy do Czymanowa. Znajduje się tutaj Elektrownia Szczytowo - Pompowa w Zarnowcu. Chyba każdy kto tu kiedyś był zwrócił uwagę, że miejscowość Zarnowiec znajduje się całkiem gdzie indziej, a wszystkie obiekty, jakie znajdują się w tym rejonie otrzyjmują mylącą nazwę jakby były w tej miejscowości. Np Elektrownia Atomowa w Zarnowcu. Oczywiście otrzymują nazwę od olbrzymiego jeziora nad którym sią położone. Porobiliśmy sobie fotki na tle olbrzymich rur łączących obydwa zbiorniki elektrowni i zaczęlismy podjeżdzać ścianą płaczu. Jest to bardzo stroma droga na terenie elektrowni która łączy obydawa zbiorniki. Róźnica wysokości przekracza tutaj chyba ze sto metrów. Czasem zawróciłem w dół, aby zobaczyć jak radzi sobie końcówka naszej grupy. Wszyscy twardo podjeżdzali. W końcu w całości staneliśmy na koronie wałów okalających górny zbiornik elektrowni. Sporo fotek i objazd zbiornika na około. Robi wrażenie jego ogrom. Tym bardziej, że został on wykopany. Objechaliśmy go fotografując pobliskie wiatraki. Tuż przy zbiorniku posadowiono w zeszłym roku wieże widokową "Kaszubskie Oko", a wokół niej stworzono spory kompleks rekreacyjny. Najpierw sjesta w pobliskiej restauracji, a następnie wejście, czy jak niektórzy jak np. ja wjazd na górę. Do czegoś w końcu winda służy :D Z wieży Rozciąga się niezły widok, ale niestety morza nie ujrzałem. Z Gniewina, czasem myląc drogi, bo czołówka pognała tam gdzie pomyślała, czy też inni mieli co innego na myśłi, minęliśmy Rybienko i Kostkowo. Tutaj był ewien wypadek. Nie będę go szczegółowo opisywać. W każdym razie wezwano karetkę. Dalej pojechaliśmy do Chynowa z którego zjechaliśmy w Dolinę Redy. Jej dnem pomknęliśmy rozciągając się na kilometr do Strzebielina. Za tą miejscowością był "Kamień Narzutowy". Właściwie to nie był kamień, a zlepieniec.Takie dziecko epoki lodowcowej. Coś co występuje bardzo rzadko. Czyli kamień zlepiony za pomocą gliny z wielu kamyków. Porobiliśmy sobie na nim masę fotek i ruszylismy do Paraszyna. Znajduje się tutaj uroczy dworek. Najpierw okupowaliśmy go na zewnątrz, aż w końcu zaczęliśmy zwiedzać go od środka. W dworku znajduje się hotel i restauracja. Na miejscu gości tej restauracji chyba bym się zdenerwował gdyby podczas posiłku zaczęli mi się kręcić jacyś kolarze i robili sobie sesje zdjęciowe. W każdym razie nie zostaliśmy wywaleni. Tutaj też nastąpił rozłam w grupie. Część już stąd postanowiła wracać na kołach do 3city, natomiast druga nie chciała wdrapywać się na czekającą nas na trasie górkę. Ja pojechałem z resztą. Czekał nas teraz podjazd na Jelenią Górę. Ci co byli na Harpaganie w Bożym polu wiedzą o którą chodzi. Jest to najwyższy szczyt nadleśnictwa Strzebielino. Znajduje się na nim drewniana wieża widokowa. Rozciąga się z niej wspaniały widok, na pradoliny Leby i Redy. Tutaj kolejna sesja zdjęciowa, a następnie ostry zjazd w dół.
W Bożym polu zapakowaliśmy się do pociągu.
Wiem wiem, że miałem wracać na kołach, ale z powodu pewnej osóbki zmieniłem zdanie. Niestety wsiadła ona później do innej części pociągu. Ach te kobiety....