Pragnę się z wami podzielić tym co we Władysławowie mnie urzekło i się spodobało.
Przede wszystkim klimat. Nie wiem skąd to się bierze ale jest w tym miasteczku coś.................????????????? Nie wiem..........to działa. Piękna plaża,klimatyczny port rybacki (ponoć największy w kraju),długi na 700m falochron go chroniący,wieża widokowa- na jej górnym tarasie 65m, rozprzestrzenia się coś co zatyka! W piękną pogodę widać nawet Hel. W środku miasta przemiły mały domek wybudowany w 1922 roku. Do 1939 roku letnia rezydencja Gen. Juzefa Hallera. Dzis małe muzeum.
Zaplecze gastronomiczne mimo braku sezonu powala na kolana! Zakwaterowanie to żaden problem. Ogrom pokoi i pensjonatów.
Rybka..................... pychota!
Po naprawdę sporym błądzeniu /poniedziałkowym :)/ trafiam wraz z rodzinką do rybko dajni o nazwie ......... tajemnica. Iście komunistyczny spartański wystrój mówi nie!! Lecz mnie coś tam ciągnie. Wyeksponowane wędzonki od śledzia po węgorza ,fantazyjne roladki, szaszłyki -wszystko wędzone! Mniam pomyślałem -siadamy.
Wewnątrz oczom ukazuje się coś zajefajnego! Tłuste stoły, zbrylowana sól do frytek na papierowym talerzyku w który każdy pcha swe tłuste łapy by posolić owe frytki. Wędzone rybki kupiłem do kolacji. Obiad zaś to smażony łosoś. Kucharz w bluzie Arki Gdynia nie przypadł mi do gustu. Lecz to co zrobił z tą ryba........................... chyba zacznę na Arkę chodzić :).
Już wiem gdzie będzie następna Bałtycka Bryza ! To miejsce i trzeba zobaczyć i zjeść ową rybkę.