Na początku nadmienię, że jedną relację już napisałem z Tucholskich kąpieli, ale się nie wgrała, ta więc będzie krótka. ...Nie ma , nie ma WODY NA PUSTYNI, a wielbłądy nie chcą dalej iść czołgać się już dłużej nie mam siły o jak bardzo, bardzo chce się pić...
Dalej jest biciu batem po tyłku, ale tego na szczęście nie było, za to „....TYLKO PIACH SUCHY PIACH!!!” ( i awarie!) Sklepy pozamykane, dobrze że na początku we Wdzie i Kasparusie otwarte... TYLKO PIACH, SUCHY PIACH! Kasparus już ciężko było zdobyć, sklep w nim kultowy trudy wynagrodził, groziła przeprawa przez rzekę, jeden z naszych dostąpił bliskiego spotkania z sosenką wspinając się po nadrzecznej skarpie. Potem trasa do Krzywego Koła Wdy też ciekawa. TYLKO PIACH, SUCHY PIACH! Koło Wdy piękne siedzimy na skarpie, w dole szumi i faluje łanami zieloności swej Rzeka, pozdrawiamy kajakarzy a oni nas. I tak do końca świata mogłoby trwać gdyby nie... TYLKO PIACH, SUCHY PIACH! Bo dalej został już las i tylko on. PIACH. Umęczeni docieramy do Suchobrzeżnicy, dalej PIACH, SUCHY PIACH i ...NIE MA, NIE MA SKLEPU NA PUSTYNI... a rowerzystom chce się strasznie pić jednak nikt na tym wydarzeniu nie chce zarobić...
Po dotarciu do Brzeżna nie ma ani Bud, ani sklepu – co to za Brzeżno? Jezioro jakieś nieciekawe, kurzący autkami po 500 zł młodzieńcy i wydobywający z subwooferów własnej roboty mieszankę kaszlu, stęków i chrypy. Jedziemy dalej do Łobody.
Tu sklepu też nie ma a jest już po 16.00. Decyzja zapada słuszna by część pojechała nad jezioro robić ognisko, a większa część do następnej wioski do sklepu. Moja grupa szaleje w wodzie, zbiera drewno i ostrzy kijki, Grupa Adama niebawem wraca i ogarnia nas błogi stan wakacyjnego lenistwa, popierany przez euforię kąpielowo- kiełbasianą. Wiemy jednak, że to się musi skończyć...
Trasa jest okrojona, od tego miejsca mieliśmy jechać jeszcze do Osiecznej, Klanin i Czubka, ale jest tak póżno, że decydujemy się jechać najkrótszą drogą do Ocypla. Wychodzi nam to tak, że... na początku ...TYLKO PIACH, SUCHY PIACH! Były też nierówności na wąskiej ścieżce w lesie. Tam spokojna dotąd Kozica nagle wpadła w wir walki, dosiadła rumaka i gdy wszyscy wspinali się na najdłuższe tego dnia wzniesienie prowadząc rowery, ona lawirując po kozicowemu wjechała na sam szczyt na dzielnym swym wierzchowcu Mongoose. Szacun pełny od ekipy, na dzielni będzie o czym gadać!! A potem jakiś żwirek i ASFALT od Osiecznej do... Właśnie mógłby do samego Ocypla jednak są ciekawsze szlaki na wieczór, więc z Adamem udaje nam się namówić grupę po dłuższych negocjacjach na niebieski szlak wzdłuż jez. Świętego, Świętej Strugi z żeremiami bobrów i dziurami po ich kanałach. Ostatnie promienie słońca, jez. Ocypelek, Ocypel Wielki i bar Jagoda gdzie jeszcze małe co nieco, wsiadamy do blachosmrodów i do domu. Dziękuję wszystkim za wytrwałość, za cierpliwość i pomoc. W sumie 58, 5 km na liczniku. I tak dużo!
PS: Fragmenty relacji zaczerpnięte z piosenki grupy BAJM "Nie ma wody na pustyni"