Mimo prognoz, które zapowiadały popołudniowe opady deszczu postanowiłem korzystając z wolnego dnia odwiedzić okolice Jeziora Żarnowieckiego. Mimo długiego (dla niektórych) weekendu przyłączyło się do mnie aż 10 osób: Saba, Obcy, Jaro, Wojtek (wza), Sławek, Krzysztof, Piter, Łukasz, Janusz (efasen) i Jacek.
Z Wejherowa wyruszyliśmy zgodnie z planem ok. 9:20, jadąc dobrze chyba wszystkim znanym zielonym szlakiem Puszczy Darżlubskiej. Dzięki padającym ostatnio deszczom piasek w Piaśnickim Lesie nie był zbyt uciążliwy. Temperatura była w sam raz do jazdy, a wiatr z uwagi na osłonę drzew nie przeszkadzał. Bez większych przygód dotarliśmy do Jeziora Dobrego gdzie zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek. Cały czas trzymając się zielonego szlaku dokręciliśmy następnie do Leśniczówki Sobieńczyce, gdzie odbiliśmy w lewo w celu zdobycia Góry Zamkowej. Po „wjechaniu” na nią kolejna przerwa i mały dylemat jak jechać dalej. Biedny organizator musiał podjąć decyzję.. i tak asfaltem biegnącym wzdłuż prawego brzegu Jeziora Żarnowieckiego pokręciliśmy do Lubkowa, a stamtąd było już tylko rzut beretem do Żarnowca. Tu uzupełnienie zapasów w sklepie, który nawet w „dni zakazane” jest otwarty (i chwała mu za to).
Z Żarnowca czerwonym szlakiem (Nadmorskim Bałtyckim jak go moja mapa nazywa) udaliśmy się do Dębek, gdzie mieliśmy się zatrzymać na obiedzie, ale na miejscu okazało się, że jednak większość chce jechać dalej. W tym miejscu pożegnał nas Jacek, który udał się na wschód, w kierunku Jastrzębiej Góry (przepraszam, że odjechałem i się nie pożegnałem – niniejszym daję sobie żółtą kartkę). W 10-cio osobowej grupie przeprawiliśmy się przez Piaśnicę i ruszyliśmy dalej czerwonym szlakiem do Białogóry (Bałtycka Bryza 3 i pół?), gdzie kolejny raz pojawił się temat obiadu. Niestety i tym razem miejscowi restauratorzy nie mogli na nas liczyć, bo po krótkiej dyskusji dość żwawo ruszyliśmy w kierunku Wierzchucina. Pogoda dość łaskawa do tej pory zaczęła się niestety psuć (niebo pociemniało i co jakiś czas padały pojedyncze krople deszczu) i stąd wziął się nasz pośpiech.
W Wierzchucinie udało nam się odnaleźć dwa miejsca gdzie można by się posilić, ale ani Dyskoteka Hollywood, ani Karczma „U Pysia” nie znalazła w naszych oczach uznania - a pomyślałby kto, że głodny rowerzysta nie będzie wybrzydzał ;) Tu dokonaliśmy drobnej korekty trasy i postanowiliśmy nie zjeżdżać nad Jez. Żarnowieckie, a zamiast tego przez Brzyno (gdzie trochę nas zmoczyło), Toliszczek i Strzebielinko udać się prosto pod wieżę widokową usytuowaną przy górnym zbiorniku elektrowni szczytowo – pompowej Żarnowiec. Gdy tylko odstawiliśmy rowery i zaczęliśmy się rozglądać za czymś do jedzenia zaczęło dość mocno padać (mieliśmy jednak fart).
Po posileniu się, odpoczynku i omówieniu dalszej trasy ruszyliśmy w drogę. Zrobiło się niestety dość chłodno, a dodatkowo woda zbierana z asfaltu przez opony chlapała niezbyt sympatycznie (błotników się jeszcze nie dorobiłem). W Rybnie kolejna dyskusja, gdyż z ujawniła się frakcja zwolenników powrotu do Wejherowa asfaltem. Dość spory ruch na tej szosie sprawił jednak, że cała ekipa ruszyła dalej polnymi drogami do Warszkowa, skąd najkrótszą drogą udaliśmy się lasami do Wejherowa, do którego wjechaliśmy pokonywanym już rano fragmentem zielonego szlaku. Na wjeździe do miasta odłączyli się jeszcze Janusz i Piter, którzy lasami skierowali się w kierunku Redy/Gdyni.
Na koniec szczęśliwie pogoda się poprawiła, pokazało się słońce i jechało nam się całkiem przyjemnie :) Po około 8h i przejechaniu dokładnie 90km zameldowaliśmy się na dworcu w Wejherowie, skąd po chwili większość z nas odjechała kolejką w kierunku Gdańska.
Rajd uważam za bardzo udany (chyba poszło mi trochę lepiej niż za pierwszym razem) :D Głód jazdy w narodzie był spory, bo momentami miałem poważne problemy z utrzymaniem tempa i nie zgubieniem się za moją wycieczką ;)
Dziękuję bardzo wszystkim za wspólne kręcenie i zapraszam ponownie :)) Szczególne podziękowania za pomoc w nawigacji dla Jacka, Janusza i Łukasza :)