Z początku planowaliśmy z Chróścielem wypad po Nordzie. Podjechać SKMką, do Wejherowa, a następnie gdzieś blisko, np. do Łeby na rowerkach. Jednak gdy zobaczyliśmy jaka pogoda panuje w dniu wycieczki, zdecydowaliśmy się na jakiś bliższy wariant. Zaproponowałem Strzepcz. Jakoś ta propozycja nie została przyjęta z entuzjazmem przez Chruściela i mającego dołączyć do wycieczki UFA. Widząc, że nie możemy wybrać nic w najbliższej okolicy, zdecydowaliśmy się na jakąś dalszą opcję, którą mieliśmy osiągnąć za pomocą transportu spalinowego. Wybór miejsca docelowego padła na Kartuzy. Znając zarys wycieczki postanowiłem ją umieścić na RWMie, a nóż ktoś się jeszcze zdecyduje.
Po tym wszystkim podjechałem do Chróściela, gdzie zapakowaliśmy rowerki do bagażnika jego samochodu. Podjechaliśmy jeszcze po UFA który oczekiwał nas we Wrzeszczu dzierżąc w ręku dwa bagażniki. Wszyscy w komplecie, rowery upakowane, no to ruszamy do serca Kaszub. Osiągnęliśmy Kartuzy, ale nawet się w nich nie zatrzymaliśmy. UFO coś tam się upominał o zameku w Lapalicach. Pokazałem mu go z szosy Kartuzy, Sierakowice. W końcu wjechaliśmy do Chmielna które stało się naszym miejscem wypadowym. Podczas rozładowywania rowerów postanowiliśmy pojechać do Ostrzyc. Nieważne, że nazwy miejscowości mi się mieszają. Ważne, że plan w głowie był. Jednak UFO był uparty i najpierw ruszyliśmy do pobliskiego zamku.
Dojechać do niego postanowiłem objeżdzając jezioro Rekowo. I może by to wyszło gdyby droga wzdłuż niego nagle się nie skończyła. W każdym bądź razie w miejscu gdzie stwierdziłem koniec drogi, była na drzewie tabliczka kierująca na pobliski zamek w Lapalicach. Duże ł mi nie działa stąd błędy w nazwie. Sorrki :D Zamek osiągnęliśmy przez pobliskie wzgórze. UFO zajął się penetracją jego wnętrz, ja zdjęciami i poszukiwaniem miejsc w których mnie jeszcze nie było, a Chróściel swoim nie działającym tylnim hamulcem. Zastanawiające, bo zawsze zaparcie twierdzi, że go nie używa :D
Na temat samego zamku ciężko już się wypowiadać, najwięcej zdjęć w relacji „Nieznanym szlakiem” W każdym razie jego ostatnia popularność stanowczo bije zeszłoroczną Wieżycę. Jeszcze będę chciał tutaj zorganizować biwak oraz może „Sylwester na Zamku”.
Opuściliśmy salony szlakiem czerwonym kierującym nas w kierunku południowym. Tutaj przez lasy okalające Kartuzy zaczęliśmy przebijać się na wyczucie czy inaczej nosa. Przejechaliśmy polnymi drogami przez Smętowo i wyjechaliśmy w Ręboszewie. Dalej poprowadził nas czerwony szlak wzdłuż jeziora Wielkie Brodno. Nim dojechaliśmy do Brodnicy Dolnej. Stojąc w niej, określiliśmy które drogi znamy. Oczywiście zdecydowaliśmy się pojechać tą której nie znaliśmy. Za jej pomocą dotarliśmy do szosy Kartuzy Bytów, by po chwili skręcić na Zgorzałe. To, że wcześniej myślałem o Stężycy jako Ostrzyce, to tylko ja potrafię. Ważne, że wiedziałem gdzie jestem. Jednak mój zamiar dojechania do Stężycy nie spodobał się moim kompanom i skręciliśmy w najbliższą ścieżkę wiodącą do lasu. Gdzieś na południe od Zgorzałych. W lesie natrafiliśmy na szlak czarny, nim dojechaliśmy do Gołubia. W wiosce przy sklepie popas i w dalszą drogę.
Dojechaliśmy piękną drogą do Pierszczewa z którego skierowaliśmy się na Czaple. Po drodze widzieliśmy drogowskaz na Jowisza. Niestety, odległość nie znana. W końcu dojeżdżamy do Starych Czapl, gdzie na jednym z gospodarstw wystawiono stary sprzęt rolniczy. Wśród uroczych jeziorek dojeżdżamy do kolejnych Czapl i eleganckim asfaltem zafundowanym przez UE zjeżdżamy do Czapiewskiego Młyna. Po Chwili Chruściel twierdzi, że tutaj chyba byliśmy. Tutaj jeszcze nie, ale tu już tak. W ten oto sposób wracając na szosę Kartuzy – Bytów zamknęliśmy południową pętlę naszej ósemki.
Przecięliśmy wspomnianą szosę w poprzek i gruntową drogą kierujemy się na Przewóz. Znajdujemy poukładane, świeżo ścięte bale na których zaczynamy się pokładać. Nie wiadomo czy ze zmęczenia , czy tez bardziej ze śmiechu. Gdy robi nam się już chłodno, wskakujemy na nasze rumaki i prosto przez Przewóz, Sznurki i Lampę zjeżdżamy do Chmielona. Stamtąd do Chmielna w którym udajemy się na posiłek w sklepie spod którego rozpoczęliśmy wycieczkę. W środku kupiliśmy gorące kubki, które zalano nam wrzątkiem. Gdy się trochę tym co nieco nasyciliśmy, zapakowaliśmy rowery do wózka i wróciliśmy do Gdańska.