Godzina zero a na dworcu tylko niezawodny Piotr.Przywykłem już do mikro zestawów na moich wyprawach.Lecz zasadą ( może ktoś się spóżni) czekamy dosłownie małe 2 minutki i udajemy się do kas po bilety na pociag relacji Gdańsk-Warlubie. Po zakupie biletów małe co nieco w postaci kawy i cherbaty z automatu / Mniam/.
Tczew uraczył nas nowym toważyszem – Krystian---> witamy się i już wiem że gość ma podobnego świergolca na rower i całkiem fajne pomysły na wycieczki.Krystian bez obaw! Zrealizujemy je!
Podczas trwania stukotu kół po torach odbieram telefon od borowców i proszą by spotkanie nastąpiło nie w Warlubiu a oddalonym o blisko 30 km Tleniu-jeszcze w pieleszach byli jak dzwonili. Oczywiście się zgodziliśmy!Owy dystans do Tlenia minął bez historii.Potworny wmordewind naprawdę dawał popalić.Wszystkie nasze zapasy energii szybko uciekały na walke z tym wrogiem. Tleń-borowcy witają nas otwartymi ramionami-jakby nie widzieli kolarzy co najmniej przez tydzień-opowiadają co ich spotkało/więcej pewnie w relacji Addera/,omawiamy po krótce trasę,naprawiamy Piotrkową „gumę”i startujemy.Pierwszy azymut Osiek lecz szybko zmienia się na Kasparus.W trakcie tego odcinka odwiedzamy szlaki im A.Hoffmanna i Jezior Kociewskich.Odwiedzamy jak widać na fotografiach ponownie most / zburzony/ na Wdzie. Wieś Kasparus-co za osada. Poczułem się jak w wehikule czasu. Czas się zatrzymał.
Ocypel zaś to wiś następna na naszej liście-liście iście szalonej i interpretowanej z kolometra na kilometr.W niej to właśnie zapadła decyzja by wkońcu coś zjeść treściwego.Skarszewy troche za daleko więc padło na Starogard Gd. Obserwując nas z lotu ptaka pewnie wyglądaliśmy jak szaleńcy krążący bez celu.Cel był jedna jeden-żarło.Od punktu do punktu tocieramy do kebabowni na rynku i jemy tytułowe kebaby.
Chrupiąc to i owo dzwoniac tu i ówdzie dowiadujemy się iż za 8 min mamy pociąg / dzieki Adam/ w tempie ekspresowym „walimy” na dworzec.Udało się!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Wysiadamy w Pruszczu i wałem do Oruni ,potem topolowa nieespodzianka .Mega podjazd przez cmentarz w zupełnych ciemnościach.:) :) .Zjazd z dzielnicy Chełm to formalność.Na wysokości Armii Krajowej i Okopowej dotarł do mnie straszny dzwięk.Ale to tylko robokop Piotr zderzył się ze znakiem drogowym.Troche się wygioł/ znak/ i pognaliśmy pod stary „żak”gdzie reszta towarzyszy znikła mi z oczu.W domu zanotowałem 125km.Dziś rano natomiast ................................................................................zanotowałem mega pech.(standard,niebawem Kaśkę wyprzedzę !:))Trzaski jakie mnie dochodziły przez prawie pół rajdu to tylko złamana rama :(.O........................ja pier................................. .Już chyba wystarczy!