Wydaje mi się, że poniższe zdjęcie mówi wszystko: http://rwm.org.pl/relacje/fotosy/7/74385.jpeg
Dzień 1: Z małym poślizgiem docieramy do Wdzydz, pomagaliśmy gwałtownej młodzieży wykaraskać furkę z piachu koło Olpucha, wszyscy czekali grzecznie w Stanicy. Przepakowanie, pierwsze w spotkanie z domkami i ruszamy autokarem do Lipusza. Pogoda i humory dopisują, jednak organizator coś opowiada, że mogą być drzewa na trasie i tym podobne historie, jednak na początku Wda leniwie meandruje wśród zieloności błogiej łąk, ptactwa śpiewu i krów buczenia. Jest płytko, kajak często szoruje o dno i drzewa. Pierwsze napełnienie kajaka następuje koło mostu na drodze Kościerzyna-Chojnice. Cóż, "dla przyjażni żeśmy się tu nie spotkali..." Wszyscy walczą dalej. Po kilku miejscach zdradliwych, gdzie podstępne drzewa współpracując z bobrami wpadły do wody, wpływamy w szeroką, wijącą się niczym błękitna wstążka część rzeki, by wpłynąć na jez. Schodno. Tam kiełbasujemy i kanapujemy koło godziny, niżej w Loryńcu zamknięty sklep, nie ma lodów, a niżej mała przenoska. Znów bobry się bawiły i zatarasowały rzekę. Tu kąpieli zaznała kolejna załoga, jednak nikt się nie poddał. Rzeka zwalnia, wije się niezwykle malowniczo, dopływamy do Słupinka i prawie wszyscy wypływają po chwili na Radolne. W bazie przy Krzyżu okazuje się, że brak jednej załogi. Wracają dużo póżniej, gdy wątpiąca reszta chce ich szukać. Popłynęli trochę gdzie indziej, ale co zwiedzili, to ich. Może ujawnią na jakichś zdjęciach?
Dzień 2: Po nocy pełnej igraszek wwp zorganizował super wycieczkę...